przysług.
Alexandra włożyła wszystkie siły w ostatnie pchnięcie. Okno utknęło w gąszczu winorośli, po czym upadło na rabatę kwiatową. Odpoczęła chwilę, a następnie spinką w kształcie kwiatu odłupała drzazgi, które zostały w ramie. Wcześniej dwa razy musiała przerywać pracę, bo do piwnicy zaglądał Thompkinson. W każdej chwili mógł pojawić się znowu. Jako tako oczyściwszy framugę, zeskoczyła z krzesła i podeszła do kufra. Wyjęła z niego starą halkę, wróciła do okienka, i zatknęła ją wzdłuż ramy. - Szekspir, zostań - powiedziała. Terier siedział na łóżku i obserwował ją z zaciekawieniem. Nie mogła go zabrać, ale wiedziała, że ktoś się nim zajmie. Rzuciła ostatnie spojrzenie na drzwi i weszła na krzesło. Chwyciła się framugi, ostrożnie stanęła na poręczach i wsadziła głowę w otwór. Następnie postawiła stopy na zaokrąglonym oparciu, na chwilę wstrzymała oddech, po czym dźwignęła się na rękach. Krzesło upadło, lewy łokieć utkwił jej w rogu okna. Machając nogami, podciągnęła się wyżej, ale straciła impet i zawisła w powietrzu, górną połową ciała już w ogrodzie. - Do licha - wysapała, sięgając po jeden z winnych pędów. Zaczęła się wiercić, ale nawet nie drgnęła. Raptem na wysokości jej oczu pojawiły się nogi w czarnych spodniach. Zamarła w nadziei, że winorośl ją osłoni. Niech to diabli! Powinna była poczekać do wieczora, ale perspektywa samotnego nocnego spaceru po Londynie odebrała jej odwagę. - Panna Gallant? - Wimbole? Framuga wpijała się w brzuch, pozbawiając ją oddechu. - Tak, proszę pani. - Dzięki Bogu! Wyciągnij mnie stąd, dobrze? I pospiesz się, zanim ktoś mnie zobaczy. - Obawiam się, że będzie pani musiała wrócić do piwnicy, panno Gallant. Wyciągnęła szyję, ale nie zobaczyła jego twarzy. - Czy to znaczy, że ty również jesteś wtajemniczony? Ukucnął. - Niestety tak. - Kamerdyner o takiej reputacji? Niemożliwe, żebyś brał udziału w porwaniu i więzieniu kobiety w piwnicy. - Zwykle nie robię takich rzeczy. - Ale... - Proszę wrócić do środka, panno Gallant. Nie wróciłaby, nawet gdyby nie utknęła. - Nie! Pomóż mi natychmiast. Potrząsnął głową. - Jeśli pozwolę pani uciec, lord Kilcairn będzie bardzo nieszczęśliwy. - A co ze mną? Mam tak wisieć? - Ciszej, jeśli łaska, panno Gallant. Pani Delacroix może panią usłyszeć. A wtedy znajdziemy się w wielkich tarapatach. Wyglądało na to, że wszyscy w Balfour House potracili rozum. - Już jesteś w wielkich tarapatach, Wimbole. Zmarszczył brwi. - Może powinienem się wytłumaczyć. - O, tak, proszę. Nigdzie mi się nie spieszy. Zaczęły jej drętwieć nogi. Znowu spróbowała przesunąć się choć o cal. - Pracuję u lorda Kilcairna od dziewięciu lat. W tym czasie byłem świadkiem różnych skandalicznych incydentów, ale milczałem. Widziałem również, że hrabia staje się coraz bardziej cyniczny i zatwardziały. - Obejrzał się przez ramię, nachylił i ściszył głos. - Nie wiem, czy pani zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, panno Gallant, ale pani obecność wywarła na niego ogromny wpływ, przy okazji zbawienny dla całej służby. Alexandra wytrzeszczyła oczy.