wcale wam nie zależy na tym, żeby naprawiać zdemolowane roboty. Chodzi tylko o to, żeby utrzymać ciągłość sprze-
daży nowych, dzięki temu, że stare się zepsują. Tom bacznie przypatrywał się mechanikowi. Zepsują się albo ulegną zniszczeniu. Pracownik obsługi wzruszył ramionami. — Naprawianie go to czysta strata czasu. I tak wkrótce przestanie nadawać się do użytku. — Kopnął butem od- kształcony zielony kadłub. — len model ma już około trzech lat. Jest całkiem przestarzały, proszę pana. — Proszę go naprawić — odrzekł Tom, okazując roz- drażnienie. Powoli zaczynał wszystko rozumieć. Jeszcze chwila i straci panowanie nad sobą. — Nie mam najmniej- szego zamiaru kupować nowego robota! Chcę, aby ten zo- stał naprawiony! — Oczywiście — odparł zrezygnowany pracownik ob- Języki programowania kontra zarobki w IT. O tych specjalistów biją się dziś firmy sługi. Zabrał się do wypisywania zlecenia usługi. — Posta- ramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy. Proszę jednak nie liczyć na cud! Gdy Tom nerwowym ruchem ręki składał swój podpis na formularzu, do warsztatu przywieziono kolejne dwie Nianie, obie poważnie uszkodzone. — Kiedy będę mógł ją odebrać? — zapytał zniecierpli- japoński masaż twarzy wiony. — Naprawa potrwa kilka dni — odpowiedział mecha- nik, wskazując głową rzędy robotów czekających na swoją kolejkę. — Jak pan widzi — dodał z pewnym ociąganiem — jesteśmy zawaleni robotą. — Poczekam — odpowiedział Tom. — Nawet gdyby to miało trwać miesiąc. — Chodźmy do parku! — zawołała Jean. Udali się więc na spacer. Dzień był naprawdę piękny, słońce mocno przygrze- wało, trawa i kwiaty poruszały się lekko na wietrze. Ro- dzeństwo wolno podążało wysypaną żwirem ścieżką, wdychając ciepłe, pachnące powietrze. Dzieci oddychały pełną piersią, zatrzymując w płucach zapach róż, horten- sji i kwiatów pomarańczy. Przeszły przez rozkołysany wia- trem zagajnik, w którym rosły ciemne, wspaniałe cedry. Próchniczna ziemia ustępowała miękko pod ciężarem kroków, aksamitny wilgotny dywan utkany z roślin ście- lił się pod stopy. Gdy minęli cedrowy zagajnik, znowu widać było słońce i kawałek błękitnego nieba, który na- gle ponownie się zmaterializował. Z przodu rozciągał się wspaniały zielony trawnik. wyniki lotto Z tyłu, za dziećmi, szła Niania. Poruszała się z ogrom- nym trudem, niezwykle wolno, a jej system motoryc/.ny rzęził, robiąc spory hałas. Obwisłe ramię zostało naprawio- ne, a w miejsce stłuczonej soczewki oka wstawiono nową. Robotowi brakowało jednak wcześniejszej świetnej koor- dynacji ruchowej, a zgrabnie wyprofilowana metalowa obudowa nigdy już nie odzyskała dawnego blasku. Od cza- su do czasu Niania zatrzymywała się, wówczas dzieci rów- nież stawały, niecierpliwie czekając, aż do nich dołączy. — Co się dzieje, Nianiu? — pytał Bobby.