Odjechali, wzniecając tuman kurzu.
Ross opuścił okno i czuł, jak powietrze owiewa wnętrze wozu, ale jednocześnie paliło go wspomnienie dziesięciu lat koszmaru. Karmił swoją nienawiść każdego dnia, przysięgając sobie zemstę, i teraz nadeszła jej pora. W głowie wirowały mu nazwiska osób, z którymi zamierzał się porachować. Ruby Dee, Caleb Swaggert, Shelby Cole, sędzia, Nevada Smith. Zwłaszcza ten ostatni. Bawiąc się kostkami palców, Ross patrzył przez zakurzoną, upstrzoną owadami szybę na teksańskie widoki, które odkrywał teraz na nowo. Sumaki i kolczaste grusze, kiedyś zupełnie zwyczajne, teraz wydawały się nadzwyczaj piękne. Walcowate wzgórza porośnięte wysuszoną trawą były traktowane przez owce i kozy, których dawniej nie zauważał, a niebo - Chryste, niebo ciągnęło się bez końca. Zacisnął zęby, żeby nie poddać się wzruszeniu. Po co się roztkliwiać, mazać jak dziecko. Był wolnym człowiekiem i postanowił, że już nigdy nie trafi za betonowe mury z drutem kolczastym, strzeżone przez milczących, ponurych mężczyzn w okularach odblaskowych, z karabinami, których mieli ochotę użyć. Nigdy więcej. - Dokąd? - zapytała Mary Beth. Jechali autostradą i mijali wolno płynącą rzekę Guadalupe. - Bad Luck. wyniki lotto Mary Beth spojrzała na niego kątem oka. - Nie uważasz, że powinieneś zacząć gdzieś indziej? - Nie uważam. - Gdzie będziesz mieszkał? - U starych. Potrząsnęła głową i ścisnęła kierownicę tak mocno, jakby zamierzała ją wyrwać. - Do diabła, Ross, a co tam jest? Stara chatka babci właśnie się rozpadła. To, co zostało, jest przegniłe i pełne japoński masaż twarzy termitów. - A co z przyczepą? Westchnęła. - Ta szeroka wciąż stoi; i wymówiłam najem, tak jak prosiłeś, ale wierz mi, to istny chlew. - Na pewno nie jest tam gorzej niż w miejscu, w którym byłem. - Ross zerknął na tylne siedzenie. Jego siostra nie 31 przywiązywała zbyt dużej wagi do higieny. Jeśli było prawdą to, co mówiono o czystości i pobożności, to Mary Beth miała marne szanse na przekroczenie bram raju, gdyby zawezwał ją tam Pan. Nie żeby Ross specjalnie się tym przejmował. - Gdzieś muszę mieszkać na początek - powiedział, a ona wgniotła papierosa w popielniczkę, w której pełno już było niedopałków ze śladami szminki. - Niby tak. Ale tu zostało wiele złej krwi. - Odgarnęła włosy na ramiona i udawała, że nie zwraca uwagi na jego reakcję. - Do miasta wróciła Shelby Cole. Ross nie mógł się powstrzymać od uśmiechu satysfakcji. Shelby? W Bad Luck? No, no, robiło się coraz ciekawiej. - Naprawdę? Coś podobnego. - Nie przypuszczam, żebyś ty miał coś wspólnego z tym powrotem. - Zapominasz, gdzie byłem. - Hm, najlepiej, żebyś trzymał się od niej z dala - ostrzegła, a potem przekręciła gałkę radia i zwiększyła głośność piosenki; czysty kobiecy głos śpiewał jękliwy utwór w stylu country and western. Mary Beth wtórowała piosenkarce i szło jej całkiem nieźle, może śpiewała trochę monotonnie, ale Rossowi było wszystko jedno. No, ale jemu przecież na niczym specjalnie nie zależało. Oprócz zemsty. Oparłszy się wygodnie na fotelu, milczał podczas jazdy autostradą i przywoływał w pamięci znajome twarze - zwłaszcza Shelby Cole. Błękitne, niewinne, smutne oczy, zadarty nosek i kilka piegów, idealnie owalny kształt Przesądy ślubne buty twarzy. Tak, Shelby to była niezła sztuka. Będzie musiał ją odszukać. Nie dokończyli pewnej sprawy. Mary Beth zwolniła, dopiero kiedy minęli kilka miasteczek w drodze do Bad Luck. Tak, wszystko zacznie się lepiej układać. Wytrząsnęła kolejnego papierosa z paczki leżącej na siedzeniu między nimi i nacisnęła zapalniczkę. Poczęstował się marlboro light. - No, więc gdzie chcesz znaleźć pracę? Ross wykręcił wsteczne lusterko do siebie i potarł zarośniętą brodę. Kiedyś był przystojnym mężczyzną, ale lata spędzone za kratami odbiły się na nim pod tym względem niekorzystnie. Czoło i kąciki oczu naznaczone były głębokimi bruzdami. Miał też kilka blizn - pamiątka po walkach na pięści - i ranę od noża na prawym udzie, a ilekroć poruszył prawym ramieniem, czuł lekki ból między żebrami, które Nevada Smith połamał mu podczas ich