w duchu, by sprawy toczyły się dalej w tym, jakże pożądanym
kierunku. Któregoś wieczoru właśnie zanosiła do niebios modły w podobnej intencji, kiedy z proszalnego natchnienia wyrwał ją dzwonek u drzwi. Myła naczynia, więc tylko 114 nadstawiła ucha, niepewna, czy Ash otworzy, ale nie reagował. Szybko wytarła dłonie i wyszła do holu. Kiedy otworzyła, zobaczyła na progu dostawcę. Zmierzyła go zdziwionym wzrokiem. - Trochę późna pora na dostawę. - To delikatna rzecz. - Spojrzał na fakturę. - Zamówienie na nazwisko Ash Tanner. Trzeba tylko podpisać. Ponieważ Ash nie zareagował na dzwonek, Maggie doszła do wniosku, że jest zajęty i nie chce, żeby mu przeszkadzać. - Wystarczy mój podpis? Dostawca podał jej klip z fakturą. - Mnie bez różnicy. Byle szybko. Maggie podpisała i podniosła głowę, zaintrygowana. - A co to za przesyłka? - Na mój gust za głośna. Głupi kundel piszczał mi przez całą drogę. Maggie wybałuszyła oczy. - Nic nie wiem o tym, żeby pan Tanner zamawiał psa. Jest pan pewien, że nic nie pomylił? Dostawca puknął kilka razy palcem w klip z fakturą. - Stoi czarno na białym: Ash Tanner, Tanner's Crossing, Teksas. - Adres się zgadza, owszem. - Maggie, zbita z tropu, przygryzła wargę i niepewnie zerknęła pod nogi dostawcy. - To duży pies? Dostawca prychnął w odpowiedzi i zbiegł z ganku. - To zależy... Chłopak otworzył boczne drzwi furgonetki i zniknął w środku. Kiedy wyłonił się z powrotem, uginał się pod 115 ciężarem klatki tak wielkiej, że mogłaby pomieścić całkiem rosłe lwiątko. Maggie zeszła po stopniach. - Proszę postawić tutaj - zadysponowała, jakby chciała ochronić dom przed inwazją bestii. Chłopak odstawił klatkę. - Z przyjemnością. - Otrzepał dłonie, odwrócił się i zawołał jeszcze przez ramię: - Powodzenia życzę. Maggie przyklękła przy klatce i przytknęła nos do drzwi, usiłując coś dojrzeć. Pies zaskowyczał, więc cofnęła się odruchowo i raz jeszcze zajrzała do środka. Zanim zdążyła zareagować, długi różowy jęzor przejechał jej po ustach. Krzywiąc się, otarła wargi wierzchem dłoni. - Tylko bez czułości, bardzo cię proszę - zgłosiła pretensję. Pies zaskomlał smutno. - Pewnie masz już dość siedzenia w tej paskudnej